muzyka elektroniczna, el-muzykamoog

Andreas Vollenweider - Caverna Magica (...Under the Tree - In the Cave...)

Andreas Vollenweider

Caverna Magica (...Under the Tree - In the Cave...)

rok wydania: 1983

"Behind The Gardens" był eksperymentem (tak określa swe wczesne płyty sam Vollenweider), który dał ujście potrzebom Andreasa na zrealizowanie projektu tworzącego jego własny muzyczny świat, gdzie jak przyznaje, chciał aby muzyka wyzwalała w ludziach fantazję i aktywowała wewnętrzne projekcie obrazów nasuwających się na myśl przy jej słuchaniu. Pragnął aby słuchacz nie skupiał się na całości ale na pojedyńczych obrazach, scenach i historiach kreowanych przez jego wyobraźnię. Potrzeba ta została zaspokojona a dodatkowo doszedł do tego sukces komercyjny. Zaskoczeni nim jak i ilością pozytywnych reakcji muzycy AVAF uzmysłowili sobie, że ta forma eksperymentu działa. Uskrzydlony świetnymi opiniami Vollenweider spędził ponownie wiele czasu w studio z przyjaciółmi, gdzie starali się dalej rozwinąć i ulepszyć dotychczasowe pomysły. Pokazał, że zrobił znaczące kroki w dodaniu koloru i rytmicznej różnorodności swej muzyce. Pojedyncze kompozycje łączą się w rozbudowaną suitę, która ulega w czasie trwania pastelowych kompozycji stałej zmianie. Andreas Vollenweider mówił o tej płycie: „Była prawdziwą ekspedycją w głębię muzyki. Analogie do eksploracji jaskiń doskonale oddają nasze doświadczenie: za każdym rogiem, w każdym korytarzu znajdujemy nieznane miejsca. Dla nas było to przeżycie porównywalne z tym, które czuje człowiek, który wie że jego stopa jest pierwszą postawioną w danym miejscu. Jest to uczucie, którego nie da się opisać."
W 1983 Vollenweider daje serię koncertów w Europie. Jak podają kroniki podczas koncertów przewodzi wyraźnie zespołowi ale przemowy ogranicza do minimum mądrze pozwalając muzyce wyrazić swój łagodny punkt widzenia świata. Jego sława zatacza coraz szersze kręgi - w Amsterdamie Vollenweider otrzymuje Nagrodę Edisona za innowacyjne brzmienie jego muzyki.


Przytłumiona, niezrozumiała konwersacja kobiety i mężczyzny (zastosowano prawdopodobnie odwrócenie kierunku odtwarzania zapisu dźwięku) i chrzęst żwiru pod stopami, słychać przejście owych kroków do miejsca odbijającego je echem. Wchodzi męski głos wyraźnie zdumiony, słyszany z pogłosem charakterystycznym dla jaskiń. Spadające, pojedyncze krople ze stalaktytów, w tle wędrówka podnieconej widokami pary. Krople nadal spadają tyle ze słychać różnicę w tonach. Słychać „Psst" tak jakby kobieta coś zauważyła i rozpoczyna się właściwa melodia kompozycji na początku ułożona z ciekawego wykorzystania przekształconego głosu ( jakbym słyszał Golluma z późniejszej o 20 lat ekranizacji LOTR...), któremu wtórują krople tym razem układające się w ciekawy ciąg rytmiczny. Owe „psst" to dla mnie wprowadzenie : oto przed nami rozgrywać się będzie magiczne widowisko w nie mniej magicznej jaskini...Właściwa melodia to jedynie połowa utworu, gdzie stopniując głośność wyłania się jego charakterystyczna elektryczna harfa, przejmująca utwór a po chwili dołączają werble, sample syntezatorowe, przez moment trąbka, trójkąty itd. Powtarzany wciąż nostalgiczny, spokojny motyw przechodzi w czarującą „Mandragorę" gdzie pałeczkę powtarzania tej muzycznej frazy przejmuje męska stonowana wokaliza do której po chwili przyłącza się harfa i dyskretna perkusja. Głos w naturalny sposób niknie oddając pola tymże instrumentom wygrywającym tą spokojną, prawie relaksacyjną impresję. W tle pojawiają się ciekawe ozdobniki choćby bardzo ładne brzmienie gitary. Urzekający „Lunar Pond" - samotna harfa gra tak, że mocno przypomina charakterystyczne brzmienie sitar plus dochodzące po chwili brzmienie skrzypiec imitują melodię w azjatyckim stylu. Wątpliwości o stylu wprost rozwiewa kolejny fragment wyjęty żywcem niczym pieśń z chińskiej prowincji. „Schajah Saretosh" brzmi jak kolejny ukłon ku azjatyckiemu skalowaniu i ale ma też w sobie coś z muzycznego opisu morskiej toni, spleciony żeńską wokalizą przypomina trochę obrazek syren wylegujących się na skałach o które leniwie rozbija się woda....Rytm i muzyka sączą się relaksacyjnie i leniwie, w oddali słychać świst wiatru i radosne gaworzenia dziecka...Nastrój miłego popołudnia. „Sena Stanjena?" to nic innego jak przedłużenie tej melodii z dodaniem spokojnych dźwięków gitary elektrycznej. Zniewalająca „Belladona" spowalnia rytm jeszcze bardziej tworząc bardzo intymny i cichy nastrój zadumy z ciekawym niekonwencjonalnym zakończeniem pełnym jakby nocnej poświaty przechodząc w przypominający spowolnioną sambę roztańczony „Angoh!" z ciekawymi wstawkami choćby rogu. Nagle urwanie i jednostajne, niepokojące wprowadzenie do „Huiziopochtli", w którym z odmętów pomruku syntezatora wyłania się plejada zabaw głosami i dźwięk harfy przypominający sitar - jeden z najbardziej mistycznych kawałków Vollenweidera. W połowie przechodzi w przyjaźniejsze tony i ponownie ciekawe, oryginalne zabawy głosem w stylu Urszuli Dudziak, zwraca też uwagę pełne rozmachu niepodobne do Vollenweidera. brzmienie w części drugiej. Powiew wiatru rozpoczyna subtelny i wyciszony „Con Chiglia" - kolejny pełen pastelowych barw przepiękny obrazek lenistwa w letni dzień. W połowie utworu pojawia się bardziej dynamiczna, inaczej zaaranżowana melodia z tytułowego „Caverna Magica" kończąc się zaskakująco - słychać plusk wody, odgłosy bąbli powietrza i nawoływania delfinów...
Co ciekawe, na tylnej okładce podane jest, że płyta ma 11 utworów gdy w rzeczywistości jest ich ...9! Vollenweider chciał prawdopodobnie umieścić tu utwory wykorzystane potem na EP- ce Pace Verde (zwróćmy uwagę, ze tytuł 11 utworu nosi tytuł Paix Verde czyli jest francuską odmiana tytułu łacińskiego). Prawdopodobnie zarzucono ten pomysł i wydano osobny maxi singiel Pace Verde na jesieni 1983 roku. Powód? Prawdopodobnie chęć wzmocnienia nacisku jaki Vollenweider kładł na okazanie swego oddania kwestiom ochrony środowiska naturalnego, ruchom pokojowym i broniącym praw człowieka. Caverna jest także osadzona w kręgu zagadnień ekologicznych, dotyczących środowiska lecz w mniej wyraźny sposób są one tu przywołane. Jednak podział na 11 utworów pozostał. We wkładce aby zaradzić tej pomyłce utwory 9,10,11 objęto znakiem wspólnoty i czasem 4.01 który...został pomylony! Ostatni utwór bowiem trwa 4.57. Poprawa tego błędu w nowych edycjach dzieląca 9 utwór na Con Chiglia [2:49] Geastrum Coronatum [1:43] i La Paix Verde [0:44] doprowadza do...nowego błędu czyli czasu 5.16.
 Ciekawe są zabiegi mitologizujące całe przedsięwzięcie. Dziwne tytuły sugerują zawoalowane aluzje do magiczności przedstawianych światów, instrumentarium na którym grali członkowie jest zakamuflowanie pod różnymi wyciągniętymi niczym z baśni określeniami. Dodatkowo Andreas brnie jeszcze głębiej w swym urealnieniu fantazji, siebie wyznaczając na kopacza (the digger) a Beatę i Margareth Vollenweider na członkinie ekspedycji do tajemniczej jaskini (expedition staff)...(to ich zniekształcone glosy słychać na początku). Kolejnym umagicznieniem jest olśniewająca okładka. Niesamowita praca Michaela Muellera (podany jest jako fotograf ekspedycji) przedstawia jaką jaskinię mamy mieć przed oczami słuchając płyty. Poraża bogactwo pełnych magii szczegółów (malutki fragmencik jakby naturalnego okna, z którego widać dwie piramidy usadowione na tle oświetlonego księżycem morza, skrytki, poutykane tajemnicze przedmioty, rzeźba naturalnej skały wyraźnie obrobiona ludzką (?) ręką ) jak i kolorystyka.

Vollenweider udowodnił, że nomenklatura wtłaczająca go w ramy „New Age" nie jest w pełni trafna. Razem z muzykami stworzył fantastyczne melodie, perełki pełne przejrzystości i spontaniczności, filigranowe konstrukcje nagrań dokumentują wszechstronność w łączeniu gatunków od „World Music" poprzez instrumentalny „Pop" po muzykę klasyczną i „Jazz". Ta muzyka łączyła ludzi różnych nacji stąd też może im bardziej Vollenweider rozwijał swój styl tym bardziej elementy „World Music" dominowały jego późniejsze brzmienia.
Porównanie z eksploratorami jaskiń doskonale opisuje nasze wrażenia. Wysublimowane zachwycające wciąż przyjemne w wyszukany uwodzicielski sposób nagrania rzucają na nas zaklęcie swą fantazyjnością, zestawami przepysznych tekstur i perkusyjnych filigranowych produkcji. Im kompozycje skromniejsze tym wykonanie bardziej czarujące. Wyszukane kompozycje są z pasją wykonane i świetnie skonstruowane. Kompilacja bardzo intymnych brzmień powoduje, że te swoiste ballady dają nam poczucie przebywania w tej świętej jaskini, w jakiejś egzotycznej części świata.

Jezeli „Behind The Gardens" miał byś jedynie eksperymentem, tak „Caverna Magica" ukazała w pełni wielki talent muzyczny, którego kilka lat później miała nastąpić kulminacja.
Czarujący, przepyszny styl to dobrze dobrane słowa aby opisać tę płytę. Pomimo lat, ten tytuł ciągle zachowuje świeżość i czar. (9.97/10)

1. Caverna Magica [3:54]
2. Mandragora [3:03]
3. Lunar Pond [2:18]
4. Schajah Saretosh [3:17]
5. Sena Stanjena? [2:28]
6.Belladonna [5:21]
7. Angóh [2:45]
8. Huiziopochtli [5:08]
9. Con Chiglia [4:57]
10. Geastrum Coronatum [0:00]
11. La Paix Verde [0:00]

Andreas Vollenweider :Arranger, Vocals, Keyboards, Producer, Electracoustic Modified Pedal Harp, Cheng, Remastering, UFO (Unidentified Finedrawn Overcast).
Pedro Haldermann: rhythmanatomic acousticolors & UFO
Walter Keiser: drumming centre of gravity & UFO
Corina Curschellas: Moonvoice - Snakevoice
Jon Otis: weaver of the Bata Drum net
Eric Merz: architect of the sound buildings
Roger Bonnot: natural sound adventurer
RECORDED AND MIXED MAY-NOVEMBER 1982 AT SINUS STUDIOS, BERN, SWITZERLAND


spawngamer

« powrót